Ciężki dzień za Nami. Ledwo wjechaliśmy do Krakowa Misia miała napad. Jak dojechaliśmy do szpitala była już w dobrej kondycji ale widać było, że się bardzo boi. Zaczęła Nam się zaciągać i kwilić. Takiej jej nie pamiętamy. Nasza Pani Doktor jednak udobruchała ją na badaniu przed ostrzykiem i humor wrócił. Misia była ostrzykiwana na samym końcu. Dostała tzw "głupiego Jasia" i po kilkunastu minutach weszliśmy na zabiegowy. Położyła się bez problemu. Widać było, że bolą ją poszczególne wkłucia do mięśni jednak jak mantrę powtarzała: " już ok" , " rachu ciachu i po strachu" ... Naprawdę jesteśmy z niej bardzo dumni. Nie uroniła ani jednej łzy i po wszystkim podziękowała 🥰 Pani Doktor powiedziała, że dawno nie miała takiej pacjentki.
Po ostrzyku jeszcze godzinkę czekaliśmy na wypis. W aucie Michasia padła " jak kawka".
Do Krakowa wracamy na kontrolę pod koniec listopada.
Dziękujemy za Wasze wparcie Kochani 😘😘😘
Tulimy ♥️
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz